Zapach suszonych jabłek to jedno ze wspomnień mojego dzieciństwa. Babcia miała takie metalowe siatki, które zawsze późnym latem i jesienią leżały na fajerkach węglowej kuchni i na nich suszyły się jabłka… oczywiście tylko w tych dniach, w których nie suszyły się grzyby. 😉 Cudowny zapach suszonych jabłek rozchodził się po całym domu.
Suszone jabłka to była taka przekąska zamiast cukierków, czipsów i innych współczesnych wynalazków. Jednocześnie i słodka, i lekko kwaskowa i nawet częściowo zastępowała gumę do żucia.
Suszyć można każde jabłka. Trzeba tylko usunąć ogryzki. Hm… jak mamy jabłka z wyjątkowo twardą skórką to i ze skórki przydało by się obrać, ale dobre jabłka starych odmian naprawdę tego nie wymagają. Część jabłek suszyłam nawet tylko wysypując. Naprawdę gniazda nasienne są w nich niewyczuwalne po ususzeniu.
Dawno dawno temu dziadek na dzikich jabłoniach szczepił inne gatunki jabłek. Jabłonie wyglądają dość dziwnie, bo np. na jednej gałęzi rosną małe dzikie czerwone jabłuszka a na innej duże białe soczyste papierówki, krąselki, antonówki. Takie bało-czerwone patriotyczne drzewa. 😉
Ale wracając do tematu suszenia. Jabłka z własnego sadu, niepryskane, są czyste w właściwie nie trzeba ich myć. Usuwamy gniada nasienne, kroimy na kawałku i grubości raczej nie przekraczającej 1/2 cm – grubsze kawałki po prosu bardzo długo się suszą. Układamy w suszarce do grzybów i suszymy. Wysuszone dokładnie jabłka przechowujemy w szczelnie zamkniętych słoikach lub ewentualnie plastikowych pojemnikach.
Suszone jabłka są naprawdę pyszne i moja rodzinka jabłek w wersji suszonej je dużo więcej niż świeżych. Naprawdę polecam. Oczywiście warto jest skutecznie ukryć trochę jabłek przed domownikami, żeby zostały do kompotu z suszu na wigilię. Jabłka suszone w suszarce do owoców nie mają wędzonego posmaku nadają się więc doskonale także do kompotu w wersji mniej tradycyjnej z pomarańczami.