Byłam przez kilka dni na urlopie w Zakopanem. Miałam takie marzenie, żeby zobaczyć kwitnące dzikie krokusy… Nie udało się. ;-( W tym roku wiosna się gdzieś zagubiła, ale za to smacznie sobie w kilku miejscach pojadłam. Były restauracje, do których wróciłam i się nie zawiodłam, ale zajrzałam też w nowe dla mnie miejsca. Czasem się zastanawiam, czy to nie jest tak, że dobra kawa to jest kawa w dobrym towarzystwie, a towarzystwo miałam doskonałe – po prostu już ponad ćwierć wieku temu dobrze sobie męża wybrałam. 😉
Ale do tematu. Zakopane po sezonie. Urocze ciche miasteczko…
Byliśmy na Gubałówce. Chwila spaceru – zmarzliśmy okrutnie. W brew moim zasadom weszliśmy do restauracji, która bya całkiem pusta. Cóż – naprawdę nie było na górze ludzi. 😉 Zamówiliśmy smażone oscypki z brusznicami i grzane wino. Prosta przystawka, która jest dostępna wszędzie. Ale miejsce było klimatyczne – fajne kukiełki siedziały sobie na półce pod sufitem. 😉 – i może właśnie dlatego tak nam smakowało? W każdym razie wino nie było chrzczone wodą, co się niestety w innych miejscach zdarzało… Choćby z tego względu polecam. Trzeba od kolejki przejść w prawo jakieś 50 metrów i trafimy do Gospody Pod Niebem.
Karcma Zapiecek to miejsce, w którym byłam już nie pierwszy raz. Artur pokusił się o zwykły kawałek karkówki z grilla. Próbowałam – był naprawdę ok. Ja zdecydowałam się na gulasz barani z haluszkami. Baranina była jak zwykle pyszna. Oczywiście było lekko czuć, że to baranina, ale mi o to właśnie chodziło, żeby poczuć smak baraniny. No i trzeba pamiętać, że porcje są bardzo duże. Jeśli chcemy jeść zupę, to drugim daniem dzielimy się z drugą osobą na pół. Karcma Zapiecek jest tak w połowie Krupówek – idąc od dołu po lewej stronie. Polecam.
W odróżnieniu od Zapiecka w Kolibecce trzeba danie dzielić na 3 osoby… I żurek i golonka były pyszne, ale nie daliśmy rady we dwoje jednej porcji zupy i jednej porcji golonki. Ale pyszne było!
Do Kolibecki z centrum jest z 15 minut spaceru. Trzeba iść do końca Krupówek w górę i dalej ulicą Zamojskiego aż do ronda. Kolibecka jest tuż przy rondzie, ale trzeba przejść na drugą stronę ulicy. Polecam.
No i jeszcze pora na Owczarnię. Wcześniej tam nie byłam. Zastanawialiśmy się z mężem gdzie pójść na obiad. Przeszliśmy całe Krupówki. Zaglądaliśmy do menu w wielu restauracjach. Wróciliśmy na kwaterę. A ponieważ Internet naszym przyjacielem, to poczytałam sobie opinie internautów. Z naszych wcześniejszych typów, najlepsze opinie znalazłam właśnie o Owczarni i tam się wybraliśmy. To była dobra decyzja – nie zawiedliśmy się. Wprawdzie bawi mnie nazwa dania, na które się zdecydowaliśmy: baranina duszona z grzybami z Doliny Chochołowskiej, bo zapewne to danie grzybów z Chochołowskiej nie widziało, ale mięso było pyszne. Nie wiem jak oni to zrobili, ale wcale nie było czuć, że to baranina. Do tej pory tylko baranina w sosie cytrynowym to było danie, z którym skutecznie zapach baraniny mi znikał. Polecam wszystkim, którzy twierdzą, ze baraniny nie jadają. Naprawdę warto. Oczywiście jak wszędzie u Górali polecam zamawianie jednej porcji na dwoje 😉 A jak znaleźć Owczarnię? Jak wchodzi się w górę Krupówkami można ja minąć. Schodząc w dół zauważymy ją po lewej stronie. Hm… A jak ktoś naprawdę lubi baraninę to polecam kiełbaskę z baraniny z grilla.
A na deser polecam wizytę w Cukierni. To miejsce nazywa się po prostu Cukiernia i są tam takie zwykłe wyroby jak domowe. Placki i bułki drożdżowe z nadzieniem, serniki, keksy. Natomiast dla mnie hit to ich kokosanki. Jak chcecie wiedzieć, jak naprawdę powinna smakować kokosanka to zajrzyjcie do Cukierni. Wystrój wnętrza może nie zachęca zbytnio, ale ten smak…
I to by było na tyle o tym co jadłam i piłam w Zakopanem. 😉