Kilka dni temu miałam okazję zjeść obiad w Curry House. Naprawdę niezapomniane przeżycie. Byliśmy w 7 osób udało się nam spróbować wielu potraw. Naprawdę rewelacja. Zupełnie nie rozumiem dlaczego w pewnym portalu oceniającym restauracje Curry House pojawia się w kategorii fast food. Przygotowanie takiego jedzenia na pewno nie jest szybkie.
Zupa pomidorowa doprawiona orientalnie – naprawdę super. Doskonała była też zupa z baraniny. Kombinacja przypraw nie do odgadnięcia, ale trudno – skoro wiem, że nie uda mi się tego smaku odtworzyć, będę się musiała z tym pogodzić. Zapewne zawitam tam jeszcze.
Jako bardziej doświadczona w rozumieniu menu – szczególnie oznaczeń z papryczkami – naprawdę będę wiedziała, co zamówić. Na stole pojawiła się nam baranina w wielu smakach i ser ze szpinakiem. Gdyby nie rewelacyjny jogurt z mango do popijania, jednego z dań nie mogłabym naprawdę posmakować – miało 3 papryczki. 😉
W menu są też potrawy z 4 papryczkami. Można tez poprosić, żeby kucharz przygotował tę potrawę tak, jakby robił dla siebie… czego zasadniczo nie polecam, chociaż znam bohatera, który zjadł tak przygotowane danie do końca. 😉
Chyba najlepsza była baranina w imbirowym sosie, ale naprawdę nie umiem się zdecydować.
Chyba chcę do Indii. Tym bardziej, że mnie tam jeszcze nie było… Marzenie dość odległe, ale na razie mam Curry House. Byłam w tym przy Żeromskiego, ale to na KEN pewnie jest podobne. Niestety, to curry, co sama robię w domu, chociaż jest bardzo smaczne, ma się nijak do tego z restauracji, ale obiecuję, że podejmę kolejne próby.